Archiwa tagu: polecam

„Jakościowe metody badań marketingowych”

Dominika Maison "Jakościowe metody badań marketingowych"Dominika Maison „Jakościowe metody badań marketingowych.
Jak zrozumieć konsumenta”

Gdy pod koniec ubiegłego – 2010 roku dowiedziałem się o pojawieniu się na rynku nowej książki Dominiki Maison z początku byłem nastawiony sceptycznie. Tytuł książki wskazywał, że możemy mieć do czynienia z pozycją, w której dominować będą ogólniki, a treść książki lekko zmodyfikowanym powtórzeniem wcześniejszych dokonań autorki (zresztą spotkałem się z recenzją, w której zawarta była tego typu ocena książki). Zaryzykowałem jednak kupno tej książki… i stwierdzam, że było warto.

Jaka jest różnica między badaniami jakościowymi a ilościowymi, jak stworzyć scenariusz wywiadu, jak być dobrym moderatorem – racja, te wszystkie treści pojawiały się we wcześniejszych książkach Maison. To, co jest nowe i wartościowe to opis tego, jak w ostatnich 10 latach ewoluowały badania, dostrzeżenie trendów w wykorzystywanych metodach badawczych (zmniejszanie się liczby respondentów w grupach fokusowych, przy jednoczesnym wydłużeniu czasu wywiadu).

Nigdy wcześniej nie miałem także do czynienia z tak obszernym opisem różnych metod projekcyjnych stosowanych w badaniach marketingowych wraz z podaniem konkretnych użytecznych przykładów. Właśnie – przykłady wzięte prosto z życia badacza jakościowego i case studies oparte na badaniach prowadzonych w Polsce to kolejny smaczek tej książki. Aby ułatwić czytelnikowi zrozumienie tego, jak mogą wyglądać kwestionariusz rekrutacyjny, scenariusz wywiadu, czy zakodowana treść wywiadów Maison zamieszcza na końcu książki przykłady takich narzędzi.

Kiedy przed rozpoczęciem lektury książki przeglądałem spis treści patrząc, że rozdział dotyczący pisania raportów liczy około 20 stron, z rozczarowaniem pomyślałem, że znów w książce poświęconej jakościowym badaniom marketingowym brakuje wiedzy na temat analizy danych i pisania raportów z badań. Jednak mimo mojego sceptycyzmu okazało się, że Maison na tych 20 stronach przedstawiła wiedzę, która z pewnością przyda się studentom socjologii/psychologii zastanawiającym się co zrobić z danymi zebranymi w badaniu jakościowym.

Recenzentka książki Anna Giza, której opinia przytoczona, jest na okładce książki podkreśla, że spostrzeżenia Maison są cenne m.in. z tego względu gdyż łączą akademickie, teoretyczne podejście autorki wraz z jej biznesowym i marketingowym doświadczeniem. Ja z tą opinią całkowicie się zgadzam. Bogate doświadczenie Maison pozwala jej także na to, żeby wskazać i rozwiać różne mity krążące wśród samych badaczy i w branży. Przykładowo autorka nie zgadza się z chyba powszechnie występującym poglądem, że prowadzenie pogłębionych wywiadów indywidualnych jest znacznie łatwiejsze od prowadzenia grup fokusowych, i że to od ich prowadzenie swoją karierę powinien rozpoczynać młody badacz. Dlaczego Maison prezentuje odmienne podejście? Tego już się dowiecie z samej książki.

Opisywana książką to z pewnością jedna z najlepszych, obecnych na polskim rynku, książek dotyczących jakościowych badań marketingowych.

Czy warto przeczytać? Jeśli na co dzień nie zajmujesz się badaniami jakościowymi (i nie jesteś wyjadaczem w tej dziedzinie) – po przeczytaniu poprzednich akapitów chyba nie masz wątpliwości jaka jest odpowiedź na to pytanie. Polecam!

Jak zostać copywriterem?

Książeczka zdrowia copywriteraAdrian Tomaszewski „Książeczka zdrowia copywritera”

Praca w agencji reklamowej zazwyczaj jest kojarzona z pracą w luźnej atmosferze, pracą która pozwala zaprezentować swój pomysł przed milionami osób, dobrze płatnym zajęciem. Taki wizerunek jest podtrzymywany przez kulturę masową (m.in. przez jeden z najlepszych seriali obyczajowych ostatnich lat „Mad Men”). Osoby, które myślą o pracy w reklamie zapewne nurtują dwa główne pytania: jak wygląda w rzeczywistości praca w reklamie, jak znaleźć pracę w agencji reklamowej.

Co zrobić, żeby zostać copywriterem? Na to pytanie stara się odpowiedzieć autor „Książeczki zdrowia copywritera”. W pierwszej części książki opisuje swoją drogę, która pozwoliła mu spełnić własne marzenie zawodowe: zostać copywriterem. Opowiada o tym jak wyglądały pierwsze próby rozsyłania CV i własnego portfolio. Relacjonuje pierwsze rozmowy kwalifikacyjne. W drugiej części Tomaszewski zdradza kulisy praca w agencji. Opisuje ciężką pracę, która niszczy życie osobiste (wyobrażacie sobie np. spotkanie w pracy o piątej rano?). Tłumaczy kto jest kim w agencji, i jaką pełni rolę (a więc odpowiada na pytanie: czym się zajmuje copywriter, czym art director,  a co należy do obowiązków accounta). Co jest bardzo wartościowe – wspomina o tym jak wygląda proces, dzięki któremu powstaje reklama (wcale to nie wygląda tak, że nagle znikąd copywriterowi, zapala się żaróweczka i wpada na genialny pomysł, który można by było użyć w reklamie). Dodatkowo na końcu książki zamieszczony jest krótki słownik, który pozwala się zorientować w żargonie branży reklamowej.

Książkę czyta się błyskawicznie… przede wszystkim dlatego, że jest bardzo krótka (liczy około 100 stron). Tomaszewski podejmuje ciekawe tematy i pisze w interesujący sposób (w sumie nic dziwnego – w końcu jest copywriterem), ale robi to niestety bardzo skrótowo, tak jakby się prześlizgiwał po kolejnych tematach. To, czego mi brakuje to pogłębienie, większa ilość szczegółów. Podejrzewam, że tendencja do szukania esencji, do ujmowania idei w jak najmniejszej ilości słów to skaza copywritera. Styl, który się sprawdza w tworzeniu reklam, nie będzie przydatny przy pisaniu książki. Żebym został dobrze zrozumiany – nie chodzi mi wodolejstwo, ważne jest dla mnie natomiast to, żeby nie posługiwać się samymi ogólnikami.

Mimo tych krytycznych uwag sądzę, że „Książeczka zdrowia copywritera” może być ciekawą lekturą, dla osób, które nie mają pojęcia na ten temat a chciałaby poznać rzeczywistość pracy w agencji reklamowej.

Czy warto przeczytać? Jeśli interesuje Cię ogólna wiedza (bez wnikania w szczegóły) dotycząca polskiego świata reklamy – myślę, że warto żebyś się zapoznał z „Książeczką zdrowia copywritera”. Po lekturze możesz odczuwać niedosyt informacji, ale pamiętaj, że ostrzegałem 🙂

„Tajne służby kapitalizmu”

Tajne służby kapitalizmu - okładkaVadim Makarenko „Tajne służby kapitalizmu”

Kiedy pierwszy raz natrafiłem na informację o tej książce, a później przeczytałem następujący opis:

Czy to możliwe, że Służba Bezpieczeństwa była prekursorem współczesnych badań rynkowych?

Tajne służby kapitalizmu to książka poświęcona służbom wywiadowczym firm i stosowanym przez nie metodom. Tytułowe tajne służby kapitalizmu to działy badań i marketingu dużych firm, a także pracujące dla nich firmy badawcze, agencje reklamowe i domy mediowe. To one zbierają i przetwarzają coraz cenniejsze informacje na nasz temat. W ich zbieraniu uciekają się do coraz bardziej wyrafinowanych metod, nierzadko przypominających te, którymi niecałe dwadzieścia lat temu posługiwały się służby specjalne PRL-u.

stwierdziłem, że „Tajne służby kapitalizmu” zawierają negatywną ocenę świata badań, wpisując się w falę krytyki dotyczącą zbierania osobistych danych i naruszania prawa do prywatności. Już samo pytanie, w którym określa się SB jako prekursora badań rynkowych brzmi kuriozalnie. Powyższy opis jednak nietrafnie opisuje zawartość książki, to raczej próba wywołania sensacji i przyciągnięcia zainteresowania czytelnika (co w praktyce zadziałało, bo sam zainteresowałem się tą książką).

W rzeczywistości Makarenko opisuje w swojej książce nietypowe metody badań (czerpiące pomysłami przede wszystkim z badaniami etnograficznych), które pozwalają zdobyć informacje na temat tych obszarów, w stosunku do których respondenci mogą nie być do końca szczerzy, bądź odnośnie tych tematów, na temat których badani po prostu nie chcą rozmawiać (tematy intymne, bardziej osobiste). Tytuł książki wskazuje, że jej zawartość może atakować badania, w praktyce wydaje mi się, że autor, celowo bądź nie, działa na korzyść branży badawczej. A robi to przede wszystkim przez pokazanie, iż robienie badań i zbieranie informacji na temat konsumenta w obecnych czasach, wbrew temu co twierdzą osoby sceptycznie nastawione do prowadzenia badań marketingowych, nie opiera się tylko na podstawie ankiet, które najczęściej dotyczą deklaracji. Poprzez takie metody badań jak np. przeglądanie śmieci czy poprzez obserwację uczestniczącą w domach konsumentów, która może trwać przez całą dobę na przestrzeni całego tygodnia, czy przez badania neuromarketingowe (które sam traktuję z dużą ostrożnością, ale to temat na osobny post), badacze są w stanie ominąć „pułapkę deklaratywności”.

Książkę czyta się szybko i przyjemnie. Jest napisana w ten sposób, że wydaje się jakbyśmy czytali powieść (to pewnie zasługa dziennikarskiego warsztatu autora). Makarenko, deklaruje, że zbierał materiały do tej książki przez ponad 2  lata – to widać, bo o ile dobrze pamiętam (czytałem tę pozycję mniej więcej 9 miesięcy temu) w książce udało się uniknąć wpadek merytorycznych (co nie jest oczywiste, gdy o badaniach zaczyna pisać, ktoś nie posiadający doświadczenia w tej branży). Dodatkową zaletą tej pozycji, jest to że dotyczy polskiego świata badawczego – zupełnie inaczej (z większym zainteresowaniem ze strony czytelnika) się podchodzi do przytaczanych case studies kiedy dotyczą one naszego poletka.

Książka jest skierowana przede wszystkim do osób, które nie są związane z badaniami rynku, ale uważam, że wielu badaczy mogłoby przeczytać tę pozycję w poszukiwaniu inspiracji, pozwalającej na tworzenie nowych metod i technik badawczych. Z „Tajnymi służbami kapitalizmu” powinni się też zetknąć interesujący się badaniami studenci socjologii i psychologii, żeby zobaczyć jak mogą wyglądać mniej standardowe metody badań.

Czy warto przeczytać? Niezależnie od tego czy na co dzień zajmujesz się badaniami czy nie – moim zdaniem warto.

Dla zachęty polecam przeczytać fragmenty „Tajnych służb kapitalizmu” udostępnione przez autora na stronie: http://www.tajnesluzbykapitalizmu.pl

Discover Digital Life

  1. Ilu znajomych na portalach społecznościowych ma statystyczny polski internauta? Średnia wartość to 201 znajomych. Jest to wysoki wynik biorąc pod uwagę, że angielscy internauci wskazują 164 znajomych, włoscy 159 a, niemieccy jedynie 75.
  2. Czy rzeczywiście w Polsce osoby w wieku 16-20 znacznie więcej czasu spędzają będąc on-line niż osoby z grupy wiekowej 45-60? Wynik dla pierwszej grupy to 20 godzin w ciągu tygodnia, dla starszych internautów średnia wynosi 16 godzin. Czy jest to duża różnica? Sami oceńcie.
  3. W którym kraju na świecie blisko połowa Internautów deklaruje, że najważniejszą dla nich czynnością w Internecie jest granie? Na Filipinach takiej odpowiedzi udzieliło 46% ankietowanych (w Polsce tylko 4%).

Więcej odpowiedzi na podobnego typu pytania możecie zdobyć przeglądając darmową część raportu z badania Discover Digital Life – http://discoverdigitallife.com przeprowadzonego przez międzynarodową agencją badawczą TNS w 46 różnych krajach (w tym w Polsce) z blisko 50 tysiącami internautów. Dla wszystkich zainteresowanych socjologią internetu jest to na pewno ciekawe źródło wiedzy. Pełen, płatny raport, jest za to z pewnością kopalnią wiedzy i insightów dla wszystkich specjalistów zajmujących się social media, reklamą i komunikacją w Internecie.

„Focus: A simplicity manifesto in the Age of Distraction”

Leo Babauta „Focus: A simplicity manifesto in the Age of Distraction”

Książka, która nie ma (bezpośrednio) zbyt wiele wspólnego z badaniami rynku lub marketingiem, ale nie wyobrażam sobie bym mógł nie wspomnieć o tej pozycji na swoim blogu. Po pierwsze jako osoba, która entuzjastycznie podchodzi do filozofii życiowej prezentowanej przez Leo Babautę, chciałbym promować jego koncepcje. Po drugie, „Focus…” traktuję jako jeden z lepszych poradników poświęconych tematyce bycia produktywnym i skutecznego zarządzania czasem.

O Leo Babaucie i jego twórczości pierwszy raz przeczytałem na blogu: Biznes bez stresu – http://biz.blox.pl . Natrafiłem tam na opis systemu ZTD (Zen to Done), modyfikacji znacznie bardziej znanego systemu GTD (Getting Things Done) twórczości Davida Allena. Stamtąd trafiłem na bloga Leo Babauty „Zen habits” – http://zenhabits.net dzięki, któremu powoli zacząłem się przekonywać do filozofii minimalizmu.

O czym jest właściwie „Focus…”? Jak wynika z samego podtytułu książki jest to manifest minimalizmu (słowo prostota niestety w języku polskim na negatywne konotacje) w czasach ciągłych „zakłóceń”. Zakłócenia, o których mowa to masa informacji zalewająca każdego dnia każdego z nas. Leo Babauta poszerza diagnozę badaczy, którzy już kilkanaście (czy nawet kilkadziesiąt lat temu) pierwszy raz zaczęli pisać o natłoku informacji, na które jest narażony każdy członek społeczeństwa ponowoczesnego. Kiedy powstawały pierwsze prace na ten temat pisano głównie o mass mediach, reklamie etc. W ostatnich latach ilość informacji, która dociera do każdego z nas została znacznie zwiększona przez pojawienie się tzw. social media.

Diagnoza Babauty w skrócie brzmi następująco: jesteśmy zalewani masą informacji, które po pierwsze odwracają uwagę od tego, co jest dla nas ważne, a po drugie kradną nasz drogocenny czas. Współcześni pracownicy są coraz bardziej narażeni na różnego rodzaju dystraktory. Dla jednej osoby problemem może być ciągła potrzeba sprawdzania news’ów i bycia na bieżąco z aktualnymi wydarzeniami, dla innej kompulsywne sprawdzanie poczty e-mail, dla jeszcze innej uzależnienie od portali społecznościowych typu FB.

Leo Babauta w swojej książce prezentuje nawyki, których wcielenie w życie pozwoli nam chronić się od tego typu „zakłóceń”, dzięki czemu będziemy mogli znacząco zwiększyć własną efektywność w pracy, w domu i generalnie rzecz biorąc w naszym życiu. „Focus…” to też pozycja dzięki któremu możemy lepiej zrozumieć jak należy priorytezować nasze zadania, jak wyznaczać i realizować ważne dla nas cele, jak przygotować swoje miejsce pracy, tak żeby sprzyjało naszej produktywności. Wreszcie książka Leo Babauty tłumaczy dlaczego paradoksalnie mniej może czasem znaczyć więcej.

To, co jest dodatkową zaletą książki to jej treściwość i zwięzłość (co przy okazji dobrze obrazuje skuteczność filizofii minimalizmu). Niemalże w każdym poradniku, pierwsze 50 stron zawiera „piękne historie” ludzi, którzy zmienili się pod wpływem danych metod, oraz motywujące hasła typu „wszystko możesz osiągnąć, wszystko zależy od Ciebie, wystarczy że będziesz chciał”. Leo Babauta ma bardziej realistyczne i podejście i akcentuje, że zmian należy dokonywać stopniow oraz to, że w danym momencie można wprowadzać jeden, góra dwa nowe nawyki.

Wyszła laurka, prawie wręcz reklama książki Babauty – jeśli ktoś ma odmienne zdanie na temat tej pozycji to zapraszam do zaprezentowania swojej opinii w komentarzu.

Czy warto przeczytać? Zdecydowanie tak. Gdybym miał do polecenia komuś tylko jedną książkę, dzięki której ta osoba miałaby zwiększyć swoją efektywność w pracy byłaby to z pewnością książka Babauty.

I na koniec bardzo ważna informacja: książka „Focus…” jest dostępna w dwóch wersjach: podstawowej (bezpłatnej, czyli tej którą recenzuję) i rozszerzonej. Bezpłatną wersję w formie elektronicznej możecie ściągnąć bezpośrednio ze strony promującej książkę: http://focusmanifesto.com